Berlin maraton, marzenia, które się spełniają:-)
W etapie każdego biegacza, który już pokonał pierwszy, drugi czy kolejny maraton, rodzą się, co raz to ciekawsze pomysły odnośnie urozmaicania swoich biegowych celów, jedni wybierają krajowe biegi ultra drudzy marzą o jakimś wyjątkowym starcie w maratonie na arenie międzynarodowej.
Ja na szczęście zostałem obdarowany przez los wyjątkowo, ponieważ w tym sezonie wystartowałem i w biegu ultra ,już po raz drugi, oraz miałem możliwość przebiegnięcia się w miniony weekend w największym, jeśli chodzi o ilość uczestników i z opinii biegaczy najszybszym maratonie w europie a mowa tu o BMW Berlin Marathon.
Zacznijmy od samego początku mojej przygody:
Gdy w Październiku ubiegłego roku postanowiłem, iż za cel na przyszły rok będzie pokonanie ultramaratonu GWINT i całą zimę będę pracował nad formą, aby być odpowiednio przygotowanym do tego startu.Gdzieś przypadkiem trafiłem na informację, iż ruszają zapisy na Berliński maraton, standardowo już po raz trzeci zarejestrowałem się do udziału w tej imprezie. Z racji, iż nie jestem szybkim biegaczem, jestem wrzucany zawsze do koszyka z ponad 100 tysięczną grupą amatorów z całego świata, którzy biorą udział w losowaniu. Więc sama rejestracja jest niezobowiązująca i podchodziłem do niej z ogromnym dystansem, ponieważ już dwukrotnie się rejestrowałem i nic z tego nie wychodziło, byłem przekonany, iż tym razem będzie podobnie. Tygodnie upływały po kątem przygotowań do Gwinta do pewnego grudniowego dnia, przeglądając, facebook-a natknąłem się na informację z Berlińskiego Maratonu, iż są już dostępne wyniki losowania i proszą o sprawdzenie poczty spam, bo często tam wpadają wiadomości od Nich, coś mnie tknęło, myślę sprawdzę, zobaczę, przeglądam wiadomości w skrzynce spam a tu nadawca SCC BMW Berlin Marathon , otwieram a tu „Drogi Hubert Kukawa Gratulujemy zostałeś wylosowany” w mojej głowie tysiąc myśli, jak to możliwe, jadę do Berlina.
I tak dzięki ogromnemu szczęściu, moje kolejne tygodnie przebiegały w przygotowaniach do dwóch bardzo ważnych dla mnie startów tego roku. Minęły starty w półmaratonach, kilku dyszkach, Gwincie, aż doczekałem się tego wyjątkowego września i wyjazdu do Berlina.
W podróż do Berlina wybrałem się z moją ukochaną żoną, w sobotę z samego rana po dwugodzinnej podróży meldujemy się na opuszczonym lotnisku Tempelhof w Berlinie gdzie mieściło się biuro zawodów Berlińskiego Maratonu, zaparkowaliśmy auto i zmierzamy ku wejściu, temperatura rośnie w moim sercu, czuję, że się rozpoczyna coś wyjątkowego. Wchodzimy na główny hol lotniska tabliczki informacyjne kierują Nas do biura zawodów. Wychodzimy na płytę lotniska, którą należało przejść do hangaru gdzie wydawane były numery startowe, ludzi coraz więcej wolontariusze krzyczą, iż zawodnicy proszeni są o przygotowanie kart startowych i dokumentów tożsamości i kierowani są do stanowiska, w którym zakładano im opaski, informujące, iż są uczestnikami maratonu, pierwsze zaskoczenie nie posiadam karty startowej nic do mnie nie dotarło, staję z boku przeglądam pocztę czy czasami nic nie przegapiłem i nic nie było, podchodzę do wolontariuszki i moim kaleckim niemieckim próbuję jej wytłumaczyć, iż niczego nie otrzymałem, znam swój numer startowy i to w zasadzie wszystko, ona kieruję mnie do informacji maratonu, która Była zlokalizowana przy wejściu, idziemy już zdenerwowani, pytamy jak wybrnąć z tej sytuacji? Przemiła Pani wzięła do ręki plan całego lotniska i całego biura zawodów, a uwierzcie mi, były to cztery hangary, plus teren lotniska, więc teren nie mały, rozrysowała nam plan, gdzie są kolejne punkty obsługi biegaczy i do którego mamy się udać, by uzyskać kartę startową, uff troszkę ulżyło, gdy odchodziłem zaczepił mnie Nasz rodak z prośbą o pomoc, jak się okazało również nie otrzymał karty startowej. Udaliśmy się wspólnie do punktu, w którym mieliśmy otrzymać nasze karty, pani poprosiła o nasze numery i dokumenty tożsamości, wydrukowała nam karty, z którymi mogliśmy udać się po odbiór opasek i Naszych numerów. Odbiór numerów odbywał się w całkiem inny sposób jak na Naszych biegach, tam mogliśmy podejść do obojętnie, którego stanowiska, w którym drukowano nasze numery i przydzielano chipa startowego. Gdy otrzymałem numer startowy się okazało, że zostałem przydzielony do strefy startowej, w której startowali debiutanci, powyżej 4: 30, kolejny cios:-(. Miał być fajny bieg a tu ostatnia fala startowa i przy tej ilości zawodników, brak możliwości walczenia o dobry czas. Pani skierowała mnie do punktu zarządzania strefami, podchodzę tłumaczę kolejnej osobie to samo, przemiła dziewczyna prosi o certyfikat czasu z poprzedniego biegu, myślę sobie skąd ja wezmę certyfikat! Pytam czy pokazanie wyników maratonu poznańskiego wystarczy, potwierdziła, że wystarczy, szukam w telefonie, jest, pokazuje, szybka weryfikacja i odpowiedz, jest ok, drukuję nową etykietę do drugiej strefy 3; 15-3: 30 myślę jest już dobrze. Wychodzimy z ogromnych hal wystawowych gdzie podobnie jak u nas zlokalizowane były punkty sponsorów i ogromne targi ze sprzętem dla biegaczy, by udać się do Naszego hotelu, który zlokalizowany był 5 kilometrów dalej, zakwaterowanie i ruszamy z żoną w miasto by, choć trochę zobaczyć. Najważniejsze dla Nas było zbadanie gdzie będzie start i meta, gdzie się spotkamy po biegu:-)To, co później zobaczyliśmy utwierdziło nas, iż musimy tu wrócić by dokładniej zapoznać się z całym miastem, (więc plan już jest na kolejną rodzinną wyprawę).Po długim spacerze w pochmurnych warunkach, późnym wieczorem meldujemy się w hotelu szybka kolacja i sen, przed wyjątkowym wydarzeniem.
Nadeszła ta wyjątkowa niedziela, pobudka 7: 00 schodzimy na śniadanie, przy okazji wychodzę przed hotel by sprawdzić, jaka pogoda, czy czasem deszcz nie pada, ale nie, jest super, nawet delikatnie słoneczko wychodzi za chmurki, myślę będzie dobrze, lekkie śniadanko i wychodzimy na start, który był zlokalizowany w pobliżu Bramy Brandenburskiej. Podczas drogi spotykamy tłumy zawodników poruszających się w jednym kierunku. Jesteśmy na miejscu, wejście do miasteczka zawodników zlokalizowane było przy Bundestagu, ostatnie wskazówki o spotkaniu po biegu szybka fota i buziak, rozstajemy się, wchodzę do miasteczka gdzie przy wejściu kontrola, czy mam numer, każdy z zawodników wnoszący plecak do depozytu musiał pokazać, co w nim jest. Linia startu została podzielona na 8 stref, a dojście do nich było oznakowane perfekcyjnie, cała rzesza wolontariuszy i ochroniarzy, pilnowałaby każdy znalazł się w swojej strefie startowej.
9: 00 emocje sięgają zenitu, gęsia skóra zalewa moje ciało, jest lekki stres a zarazem zachwyt, na telebimach obserwuję jak ponad 40000 tysięcy osób oczekuję na start. Pierwsze odliczanie, start osób poruszających się na wózkach, ruszyli, oklaskami pożegnaliśmy ich i przyszła pora na przedstawianie elity biegu i ewentualnych osób, które powalczą o złamanie magicznych dwóch godzin w maratonie. Po 15 minutach wspólne kolejne odliczanie i start, ruszają pierwsi zawodnicy na ulicę Berlina, ku mojemu zdziwieniu ja linie startu przekroczyłem już po trzech minutach od startu, biegniemy w potężnej grupie, uśmiech na twarzy, kibice machają nam po obu stronach ulicy, tempo w granicach 4: 35 cały czas równo, mijamy kolumnę zwycięstwa, pierwsze kilometry mijają w ogromnym tłoku, jeden obok drugiego, kibiców coraz to więcej i policja nawet z długą bronią, poczułem się wtedy, jakbym był na maratonie olimpijskim, pod specjalną ochroną. Piąty kilometr delikatnie zaczyna padać deszczyk, myślę sobie lekki deszczyk nam krzywdy nie zrobi, biegnie mi się coraz gorzej, chyba ten tłok zaczął źle działać na mnie, ale co tam na 8 kilometrze miała być moja Iza, umówiliśmy się, że pobiegnę przy prawej stronie, by mnie zauważyła, wybiegamy za zakrętu, widzę ją ona mnie również, jest mi miło, że się spotkaliśmy w takim tłumie. Biegniemy dalej, pierwsze kapele grają przy trasie zagrzewają swą muzyką do biegu, dobiegamy do dziesiątego kilometra, gdzie był punkt z wodą, łapię kubek, spoglądam na zegarek, szybkie przeliczenie czasu, ach jest ok. czas przewidywany na mecie 3: 15, myślę sobie trzeba, choć trochę się oderwać od tej grupy ludzi, bo w takim tłoku do mety nie dobiegnę, przyspieszam o kilka sekund, odrywam się trochę, mijam kolejne kilometry by na 15 kilometrze spotkać pierwszego polaka na trasie, chwilę rozmawiamy nagle przy kolejnym punkcie z wodą gdzieś się zgubiliśmy, już biegnę sam, kolejne kilometry mijają zgodnie z planem na półmetku deszcz pada coraz mocniej, co Mnie zmobilizowało do przyspieszenia, ok. trzydziestego kilometra spoglądam na zegarek, ponad dwie godziny w biegu, myślę czołówka już na mecie, wypracowałem lekki zapas, kolejny żel energetyczny wskakuje, kibice, którzy nas dopingowali, cały czas stali przy trasie i głośno kibicowali nawet ich deszcz nie zniechęcił, 35 kilometr padający deszcz odbiera mi siły, każde wdepnięcie w kolejną kałużę, odczuwam jakbym stanął na czymś ostrym, czuję w stopach dziwne mrowienie, jakby skurcz miał zaraz przyjść, zwalniam kilka sekund, wbiegamy do centrum, zabytkowa opera, piękne budynki, falujące flagi u kibiców, wypatruję Polską flagę, krzyczę do nich, bijemy sobie brawo, zbliżamy się do 39 kilometra, jest coraz Gorzej, opadam z sił, zegarek pokazuję tempo 5 minut, biegnę nie poddaję się, bo przecież tu takie emocje, tylu kibiców jeszcze nie spotkałem na żadnym biegu, 40 kilometr ostatni punkt z wodą biorę kubek w biegu obmywam i tak mokrą twarz od deszczu, z myślą, że doda mi to jeszcze sił na finisz, trochę przyspieszyłem 41 kilometr w myślach gdzie ta brama, już powinna być? Kolejne zakręty i wnurzyła się jak z pod ziemi, Brama Brandenburska i ostatnie metry do mety, dobiegam do niej unoszę rękę do góry na znak zwycięstwa, czuję, że twarz mi się łamie ze szczęścia, przebiegam pod nią, widzę metę, ostatnie metry przyspieszam 3.2.1 Koniec, spoglądam na zegarek 3: 12: 56 jest życiówka :-)radość szczęście, klepie mnie ktoś w ramię a to kolega z 15 kilometra dziękuje za równy bieg, mówi, że przez całą trasę był za mną:-)Wychodzę ze strefy udaję się w miejsce spotkania z żoną, odnaleźliśmy się bez problemu i już wspólnie idziemy do auta by wrócić do domu:-)Na zakończenie kolejne emocjonujące chwile, wracamy do auta a po drodze przypadkowi przechodnie gratulują mi ukończenia maratonu a nie zaklinają, że im miasto zablokowaliśmy:-)
Berlin, dziękuję za wspaniały weekend i kolejną w tym roku życiówkę 3:12:56